menu

poniedziałek, 31 grudnia 2012

W stronę zachodzącego słońca...

Gdy słońce chyliło się ku zachodowi, wyruszyłam w mą długą, trzygodzinną podróż pomiędzy województwem Mazowieckim a Śląskim. Mając za przewodnika feerię barw konającego dnia, myślałam o wielu problemach natury egzystencjalnej oraz rzeczy wzniosłych. Z nabożną nostalgią wspominałam chwile bezpowrotnie przeszłe i te wymarzone sytuacje, które jednak nie doszły do spełnienia, a które na wieki pozostaną w moich najskrytszych tęsknotach... Bo cóż można robić jadąc samotnie trzy godziny z rzężącym radiem, kiedy na drodze prawie nie ma ruchu, droga się dłuży, a za oknem, prócz kolorowego zachodu słońca, wionie totalną nuuuudą? Ile piosenek, włączając w to kolędy i pastorałki, jest w stanie przypomnieć sobie i zaśpiewać przeciętnie uzdolniona muzycznie "niestrudzona podróżniczka"? Dlatego obserwacje nieba często są jedynym interesującym aspektem podróży. A jak już jestem przy niebie, to kleję zdjęcie, jakie zrobiłam dwa dni temu. Myślę, że nie było to na "złą wróżbę". Wszak przeżyliśmy kolejny Koniec Świata, co może jeszcze złego Nas spotkać :))
Tak wiem, znowu zdjęcia są w kiepskiej jakości, ale niestety, jeszcze się nie dorobiłam żadnego "wypasiucha" i cykam zdjęcia moim małym aparacikiem o zdecydowanie turystycznym przeznaczeniu.

Krwawy zachód słońca cyknięty nad naszym osiedlem

Co się Wam kojarzy patrząc na układ chmur? Usta? Serce? A może coś innego równie interesującego? Pomimo koloru nieba, może to dobra wróżba na Nowy Rok...

wtorek, 25 grudnia 2012

Przedwcześnie nadszedł Styczeń...?

Korzystając z możliwości bezkarnego lenistwa, wzięłam sprawy krzyżykowe w swoje ręce. Na początek poszedł STYCZEŃ, czyli pierwszy hafcik z SAL "Lizzie Kate". Ponieważ praca idzie mi bardzo sprawnie i sądzę, że przed końcem grudnia powstanie jeszcze kilka hafcikowych miesięcy. Albo inne małe motywy...


Mój pierwszy kalendarzowy hafcik z SAL "Lizzie Kate"

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Motańce łodygowe przyozdobione

Jakiś czas temu przytachałam z lasu stos gałęzi, głównie brzozowych, i namotałam wianuszki. Długo leżały czekając na moją "chwilę nudy", aż wreszcie dostąpiły "niebywałego dotknięcia moich zdolnych dłoni":) A poważnie, to musiałam coś z nimi zrobić, ponieważ powierzchnia mojego mieszkania jest, niestety, ograniczona, a sterczące z nich patyki zaczęły mi przeszkadzać. To jest moja wizja wieńców bożonarodzeniowych. Miało być czerwono i złoto, i tak właśnie jest. Są bombki, kokardki, szyszki, ciasteczka. Nawet gwiazda betlejemska znalazła swoje miejsce. I czego chcieć więcej? Może tylko tego, że wianki nie pachną lasem, choinką, pierniczkami, pomarańczą i innymi zapachami nieodłącznie kojarzącymi się ze świętami... 
To moje pierwsze twory na wiankach, wiec proszę o wyrozumiałość :)

Wyplecione wianuszki jeszcze bez przybrania.

 Wianuszki przyozdobione.

A'la "Ciasteczkowy potwór". 

A jakże by wyglądały Święta bez uroczej Gwiazdy Betlejemskiej???

Do wianku po prawej przykleiłam kwiaty z liści, które robiłam jesienią. Efekt wyszedł całkiem ciekawy :)

niedziela, 16 grudnia 2012

Drugie życie papieru

Wielkimi krokami zbliża się, ach jakże ogromną radością przepełniający serce, czas Gorączki Przedbożonarodzeniowej. U mnie objawia się to przeważnie brakiem czasu na wszelkie czynności związane ze szzztuką. Dlatego już teraz wykończyłam moje ozdoby (na)choinkowe, (na)stolikowe i (na)ścienne. Od czasu do czasu wyciągałam z mojego "kątka rzeczy porzuconych" kawałek papierowej rurki a'la wiklina :) i motałam z niej jakieś "cosie". Niestety, tylko niektóre twory nadawały się do dalszej obróbki. Najgorsza porażka to choinki-po prostu załamka, chyba spalę je w ognisku, żebym nie doznała szoku i zgorszenia jeśli kiedyś wygrzebię je z mojego "kątka". Podziwiam ludzi, którzy potrafią to jakoś ogarnąć!!! Najprostsze, i co za tym idzie, najprzyjemniejsze do robienia, są gwiazdki. Równie przyjemne i szybkie jest przyozdabianie ich. I można wtedy popuścić wodze fantazji :)
Te twory mają stelaż z drutu. Najwygodniej jest ukręcić rurkę i wepchać do środka drut. Ja użyłam drutu zakupionego w sklepie budowlanym-jest dość cienki i miękki na tyle, że wyginam go w ręku. Potem już pustą rurką owijam stelażyk. Pryskam złotą farbą w sprayu. Wymyślam co nalepić i gotowe :)


Wszystkie rodzaje namotanych papierowo-wiklinowych "cosi".

Twory z przyozdobieniem. Każda ozdoba jest inne.

Gwiazdki podczas zwiedzania kiermaszu, przyłapane na brataniu się z innymi indywiduami :)

wtorek, 11 grudnia 2012

Świeczki nieświeczliwe

Odzyskałam ładowarkę do aparaciku, co widać z ilości wklejonych postów w dniu dzisiejszym. A że pod koniec roku najczęściej robi się porządki, wkleję parę znalezionych zdjęć na temat ozdób z makaronu. Najprostsze do zrobienia z makaronów są świeczki i aniołki. A najlepszy przyjaciel każdego Aniołka to oczywiście makaronik w kształcie gwiazdki lub choinki, dostępny w czasie Świąt w marketach. Proste, ale bardzo efektowne rozwiązanie. Makaronowe choinki to już wyższa szkoła jazdy. Te mają podstawę ze zrolowanego kartonu (można też użyć podstawy styropianowej, ale takie rozwiązanie jest droższe i... cóż... nie wszędzie można dostać styropian o pożądanym kształcie). Klejone na klej na gorąco, dlatego pokryte są cieniutką "pajęczynką". Można użyć kleju typu wikol, ale on dłużej schnie.

Świeczki makaronowe wydobyte z makaronowego "śmietnika".

Anioły jeszcze nie pomalowane. Główki z orzechów laskowych, włoski z kaszy.

 Makaronowe choinki, jeszcze nie przyozdobione.

Zakulkowałam się

Boże Narodzenie zbliża się wielkimi krokami. Na ulicach drzewa migocą lampkami, wystawy kuszą pięknie opakowanymi prezentami. Jedni myślą, że to Absolutnie Najwspanialszy Czas w Roku, inni: Komercja, Kicz (i inne słowa na K i pozostałe litery alfabetu) wrrrrr... Ja, niesiona na fali przedświątecznej gorączki, nakręcana przez znajomych i rodzinę pytaniami typu: "masz już prezenty pod choinkę", niestety, również popadłam w szaleńczą produkcję prezencików. Na szczęście zabrakło mi już kulek, a sklep jest przecież taaaak daleko, aż za rogiem, więc koniec z tym obłędem!!! Ponieważ osób do obdarowywania mam sporo, a co roku ich jakby nieco przybywa, więc u mnie robienie bombek zaczyna przypominać produkcję masową. Jakoś nie mam dylematów, czy robić bombki tradycyjnie w kolorach czerwieni i złota czy może jednak na biało i srebrno. Najczęściej robię w kolorach, które w dany dzień mi odpowiadają. Lub jakie lubi konkretna osoba, która daną bombkę dostanie :) Więc Święta w tym roku będą nade wszystko kolorowe :)
No i wreszcie sfotografowałam moje karczochowe Mikołajki :)

Część mojej "produkcji" karczochowej. Ufff... na szczęść dopiero za rok powtórka kulkomani!!!

Bombki z dwoma "czubkami". Dobre jako ozdoba wolnostojąca.

Moje ulubione bombki "obrazkowe".

Mikołaje z oczami. Na czapki użyłam coś, co się chyba zwie "drucik kreatywny". Dla mnie to "wyciorek do fajki".

Mam "Pannę na wydaniu"

Grzebiąc w moich "przydasiach" znalazłam i przyprowadziłam ze sobą moją "Pannę na wydaniu". W zeszłym roku Kolega nią był zainteresowany. Nawet chciał w zamian dać okup. Ale tak jakoś się rozeszło wszystko. Najpierw ja zapomniałam ją zawieść do Niego, potem On nie pytał. A teraz chyba On już o niej nie pamięta i pewno mu nie spieszno do "nabycia" mojej Panny. I co ja mam tu z nią zrobić? Jeżeli kolega się nie odezwie, dołączę ją do stadka pozostałych urwisów, i pojedzie Stolicę zwiedzać. Chyba że Kolega się zgłosi po Zgubę. "Kolego, kolega jeszcze chcę tą Pannę? Bo tylko patrzeć, jak znajdzie sobie inną rodzinę chętną do adopcji..."
W stadku są jeszcze mikołajkowe bliźnięta i braciszkowie zmarzluchy. Wszystko na malowanych, zwykłych żarówkach. Podobno te właśnie żarówki zostały już wycofane z produkcji, więc może to ostatnie bulwiaste ozdoby jakie zrobiłam...?

10 stycznia zgłosiłam moich Pupili na konkurs:
http://klub-tworczych-mam.blogspot.com/2013/01/temat-na-styczenbawanek.html?showComment=1357852330277#c995232914052252287


 Na "żywo" Panna wygląda tak normalnie, tzn. dużo lepiej, a nie jak stary, zwichrowany nietoperz... :(

 Mikołajki i Zmarzluchy są PRELUDIUM DO ŚWIĄT!!!

A to jest Zdjęcie Rodzinne moich skarbów. Tzn. od dziś One już nie są takie zupełnie moje, buuuu... (zdjęcie nie ja cyknęłam, ale myślę, że właścicielka nie ma nic przeciwko :)))

niedziela, 2 grudnia 2012

Przyszpilić go!!

Pierwszy dzień grudnia, jak przystało na miesiąc omalże zimowy, przybył w śnieżnej szacie. Co prawda do rana drogi były już suche, ale wszak liczy się wejście!! Z grudniem związana jest choinka, z choinką bombki  z bombkami... dla mnie pełne ręce roboty. Bo to zrób bombeczkę dla jednego, karczoszka dla drugiego. A to może i mikołajek wyjdzie? I tak siedzę wieczorami kłując biedne, niewinne styropianki. Już nawet dokupiłam kuleczek, bo mi zapasik zeszłoroczny "wyszedł". Ale dopóki tasiemek wystarczy produkcja nie ustanie. Kiedy zacznę je robić w dzień i w nocy, na jawie i we śnie, wtedy dopiero znajdę sobie inne zajęcie.  Ale warto czasem pokłuć sobie ręce, żeby zobaczyć radość w oczach osoby obdarowanej takim prezencikiem :)
Korzystając z aparaciku pożyczonego, wkleję parę fotek. Tak myślę, że kiedy zaczyna się zabawę z jakąś nową techniką, to samemu trudno wymyślić nowe wzorki. Czasami chcę uzyskać jakiś konkretny efekt i wtedy parę razy wyciągam szpilki i zmieniam układ kolorów. A czas ucieka. Więc może ktoś skorzysta z moich gotowców :)

Na pierwszy ogień idą maluchy. Te trzy podobne są zrobione na specjalne życzenie, do kompletu. Na styropiankach 6 mm.

 Karczochy "obrazkowe". Wstążka w choinki byłaby fajna, ale nie posiadam... Na kulach 8 mm.

Dwie z tyłu to układy spiralne, a ta z przodu to, niestety, przykład jak po zakończeniu pracy "świetna" koncepcja może okazać się niezupełnie trafiona. Kule 8 mm.

piątek, 30 listopada 2012

Z gliny żeś powstał...

Jak to miło mieć Przyjaciół i po raz kolejny się na nich nie zawieść :) Poprosiłam Przyjaciółkę, żeby mnie odwiedziła ze swoim aparatem fotograficznym i zrobiła kilka zdjęć, a Ona mi go pożyczyła! Dzięki jej uprzejmości powstało parę fotek. Ale po kolei. W poszukiwaniu ozdób na moje wianuszki wygrzebałam różne "przydasie" z mojej przepaścistej szafy. Natrafiłam między innymi na gliniane koraliki, zrobione kiedyś tam przeze mnie w pobliskiej pracowni ceramiki. Miały pierwotnie służyć do czegoś innego, ale jutro, a raczej już dziś wieczorem, będą dopełnieniem mojego stroju imprezowego. Bo jak tu lać wosk i kultywować obrzędy andrzejkowe w sukni wieczorowej? Etno teraz takie modne, a czyż nie właśnie biżuteria i wszelakie dodatki "robią" cały strój? A ozdoba wykonana z naturalnego materiału, jakim jest glina i do tego w charakterystycznym czerwony kolorze gliny, przyćmi wszelkie inne świecidełka moich znajomych :)

Gliniane ozdóbki, które niedługo spotka wspaniały los błyszczenia w świetle fleszy :)

środa, 28 listopada 2012

Z makaronem nie-na-żarty(m)

Nie od dziś wiadomo, że makaron służy nie tylko do celów, do których został wynaleziony. Kiedyś, będąc nastolatką, robiłam z niego koraliki na szyję. A teraz służy mi głównie jako elementy do tworzenia ozdób bożonarodzeniowy. Nie jest to coś wybitnie ambitnego, ale własnoręcznie zrobiony anioł czy gwiazdka dyndająca na choince wzbudza samozadowolenie i podziw rodziny i znajomych :) Ok, zabrzmiało trochę patetycznie, ale jak się coś samemu zrobi, to... może nie uszlachetnia, ani wznosi na wyższy poziom jestestwa, ale robi się od tego lepiej. Nie wszyscy mogą wystukać rzeźbę na miarę Michała Anioła, ale na ulepienie Anioła z makaronu, przy odrobinie czasu i chęci, już wszyscy mogą sobie pozwolić. A radość w oczach tworzących swoje stworki dzieci!! Wprost uskrzydla!! Nawet jeśli dziecko nakleja Aniołkowi gwiazdkę na twarzy... oj, właśnie to mi się przydarzyło w zeszłym roku... na szczęście jestem tolerancyjna w sprawach ssssztuki.
Wklejam fotki kilku moich potworków zeszłorocznych. Pomysły są w większości zaczerpnięte z netu. Może jeden czy dwa są moje, ale według mnie, nikt na tym nie zbije fortuny, a pomysły nie zawsze przychodzą na zawołanie i skądś trzeba je brać.
Ja używam kleju "wikol", tyle że on długo schnie, tak koło 3-6 min. Czasem sklejane elementy trzeba chwilę potrzymać w ręku. Klejem na gorąco też można, ale zostawia otoczkę wokół łączenia. A połączenie klejem typu "kropelka" może "odstrzelić" ponieważ spaw jest sztywne. Innych nie próbowałam, ale może ktoś ma na to jakiś fajny patent :)

Aniołki na małe choineczki. Wiem, zdjęcia są ciemne. Były też złote ozdoby, ale nie posiadam zdjęć.

Tutaj wypuściłam moje stadko motyli.

Duże Dziewuszki. To miały być pasterki z kijkami ze spaghetti ale w obawie przed połamaniem zrezygnowałam z wszelkich ozdób.

Gwiazdy było ich więcej, ale tylko takie zdjęcie znalazłam. Niektóre były przyprószone brokatem, ale tu tego nie widać.

Seria zwierzy. Oprócz jeży zwierza są do zrobienia przez dzieci wczesnoszkolne (ze mojego skromnego doświadczenia to wiem), czym byłam zachwycona. Chociaż one wolały robić "świeczki". O gustach się nie dyskutuje...

wtorek, 27 listopada 2012

Bałwan!! jeden z drugim

Nadal cierpię na brak mojego cykacza fleszowego. To znaczy brak mi tylko ładowarki do aparatu, ale absolutnie nie zapowiada się, żebym przez najbliższy miesiąc go odzyskała, buuuu... Dlatego, żeby nie było nikomu smutno, przyciągnęłam tu moja gromadkę bałwaniastych rozrabiaków. One już mieszkają w innych domach, ale znalazłam na kompie ich zdjęcia. Wykonanie ich jest proste i niedrogie, trzeba tylko pogłówkować troszkę.  Podstawa to zwykła żarówka maczana w białej farbie emulsyjnej (pozostałość po malowaniu sufitów). Reszta, to już skrawki materiałów i wyobraźnia.
W tym roku również będę robiła takie maluchy.

 Bałwanki z żarówek jako ozdoby na choinkę.

Zdjęcie zrobione na wystawie rękodzieła. Koszyczek nie mój, ale nie mam lepszego zdjęcia.

I znowu powrócę do XX...X

W poszukiwaniu inspiracji czasem przeglądam blogi innych zdolnych osób. Przecież jest tyle nieodkrytych przeze mnie technik. A ile przy tym znajduję drobnych kruczków, żeby coś łatwiej i szybciej zrobić! W ostatnich moich wędrówkach natknęłam się na stronkę Hanulki z pięknymi hafcikami krzyżykowymi. I pozazdrościłam... Kiedyś tam udało mi się popełnić kilka hafcików. Jakieś niteczki jeszcze zostały. Co prawda używam je głównie do kartek z haftem matematycznym, ale przecież to nie problem dokupić brakujące. A że akurat w krzyżykach wytrwałość się jakoś mnie nigdy nie trzymała, postanowiłam wziąć udział w zbiorowym haftowaniu jakim jest SAL. Bardzo się postaram wytrwać do końca :)
Wstawiam linka do strony, może ktoś też się skusi...


http://hanulek.blogspot.co.uk/2012/11/sal-lizzie-kate.html

sobota, 24 listopada 2012

Hafcik "liczony"

Przyznam się bez bicia: podczas mojej ostatniej podróży zostawiłam ładowarkę do aparatu u Siostry. A tu tyle tworów czeka na cyknięcie, eh.... Dlatego wkleję moje stare zdjęcia. W szale przygotowań do bożonarodzeniowego kiermaszu wróciłam do tworzenia kartek haftem matematycznym. Według mnie, dużo lepszą nazwą do takich dzieł jest nazwa "haft liczony" jaką to moja Siostra używa podczas zajęć z dziećmi. Niby nie liczy się ilości dziurek, jedynie długość "skoku" ma znaczenie, ale właśnie w zależności od tej odległości można z jednego szablonu otrzymać różne efekty. I to jest właśnie to co lubię, żeby zrobić to samo ale nie tak samo. Wtedy nigdy nie zagości rutyna i nuda, bo przecież jest jeszcze tyle kombinacji do zrobienia. Czasem efekt nie jest zadowalający, ale, o dziwo, często znajdzie się ktoś, dla kogo moje "ojej ale mi nie poszło, buuuu" będzie... piękne...? I wtedy miodzik na serduchu :)
Szablony z dziurkami są w necie. Zrobiłam kilka kartek według swoich pomysłów, ale nigdy ich nie uwieczniłam, a szkoda.
Rada: najlepiej wkłuwać się w kolejną nieparzysta dziurkę, np 7 lub 11-tą, ponieważ wtedy na odwrotnej stronie nitki się nie pokrywają i kiedy w ferworze pracy "zgubimy się" będzie wiadomo które oczko nie zostało przeszyte.

Jedyna znaleziona fotka hafciku, jaka trzyma się tematu bożonarodzeniowego. To tylko "przód" kartki, ale ten najważniejszy :)

Kilka przykładów różnych sposobów przedstawienia tego samego szablonu.

Jeszcze kilka przykładów...

I jeszcze klika tworów...

poniedziałek, 19 listopada 2012

Szyszkacze złotawe

Za oknem mgła, szarość, smutek, przygnębienie. Żal za utraconym słońcem wzmacnia zimny, wilgotny powiew wiatru, który bezbłędnie znajduje nawet najmniejszą lukę w ubraniu i mrozi ciało. Brrr... Na samą myśl o wyjściu z domu po plecach przebiega dreszcz. Brrr...brrr... A skoro nie można iść na zewnątrz, trzeba to zewnątrz przynieść do wewnątrz. Dobrym pretekstem jest własnoręczne zrobienie Najwspanialszego Stroika Bożonarodzeniowego.W razie innych potrzeb, ktoś można zrobić "Nadrzwiowy" Wianek Powitalny. Tak, wiem, można powiedzieć, że to tylko świąteczny kicz, a pracy i brudu przy tym więcej niż pożytku. Ale jaka satysfakcja z własnoręcznie wykonanej ozdoby! Taki stroiczek nada niebanalny, unikatowy i dekoracyjny charakter każdej, nawet zwykłej zastawie stołowej! A zazdrość w oczach rodziny i znajomych-bezcenna!
Prawie wszystkie elementy moich stroiczków są zdobyte sposobem. Styropianowe podkłady: koła, kulki czy stożki są wystrugane ze styropianowych odpadów (można też kupić w sklepie gotowce). Szyszki przyniesione z leśnych spacerów, a orzechy od znajomych. Największa inwestycja to laski kleju na gorąco i złota lub srebrna farba w sprayu. Takie wianki i choinki można przyozdobić czym się chce, zależnie od gustu.   Kokardy, klasyczne bombki choinkowe, suszone owoce, aniołki lub gwiazdki z masy solnej, ozdoby słomkowe lub papierowe albo co tam wyobraźnia podpowie.

Wianuszki w kolorach naturalnych, jeszcze przed farbowaniem. Propozycja przyozdobienia bombkami.

Wianek pomalowany, jeszcze czuć zapach farby... zzz...

Choinki czekające na swoją Wielką Chwilę Ozłocenia.

Ozdoby po kąpieli barwnej :)

 Ręka która... złoci. Wygląda jak u Blaszanego Drwala z Oz.

Fałszywki karczochowe

Jak wygląda "karczoch zwyczajny", czyli zielone warzywko z "niby-łuskami", każdy może sprawdzić w markecie na dziale warzywnym. Niektórzy widzieli to cudeńko na talerzu. Nieliczni weszli w kontakt z tą roślinką podczas jej uprawy. Jednak doświadczyć kontaktu z podróbą karczoszka z pewnością nie każdemu było dane, a jest to dobry sposób do osiągnięcia spokoju, ukojenia lub... rozstroju nerwowego przez niecierpliwych. Ja, z racji silnej potrzeby zajęcia czymś rąk, po prawie rocznej przerwie wróciłam do produkcji bombek-karczochów. Są proste w wykonaniu, lecz trochę praco- i czasochłonne. Ale cóż znaczy parę filmów "niedooglądanych", kilka ranek "poszpilkowych", skoro dzięki naszej cierpliwości, już niedługo stroik bożonarodzeniowy spojrzy na nas kolorowym okiem?
To moje pierwsze bombki-karczochy w tym roku. Zawsze na początku mam problem z odnalezieniem "Ducha Świąt" co w moim przypadku objawia się kompletnym brakiem koncepcji w doborze kolorków. Ale z każdym kolejnym "dziełem" będzie coraz lepiej!
Dla niewtajemniczonych rada: nie należy przejmować się niewielkimi nierównościami zębów, ponieważ w gotowej bombce tego nie widać (chyba że ktoś przewiduje wizytę pedanta z miarką... zzzz...). Lepsze szpilki krótsze-13 mm (łatwiej "wchodzą" w styropian i wyrób jest lżejszy).

 Moja wesoła karczoszkowa gromadka.

 Dwie odsłony "Maluchów". Niby takie same ale inne...

"Starszak"z szyszkami. Ktoś musi być tu szefem!

czwartek, 15 listopada 2012

Anielskie (po)twory

Teoretycznie każdy z nas ma Anioła Stróża. A raczej każdy chce mieć kogoś, kto będzie go strzegł przed złym, chronił przed niepowodzeniami i... robił wiele innych rzeczy, na które my nie mamy wpływu, a które pomogą nam w bezstresowej egzystencji. Znam kilka osób, które wierzą w Anioły. Znam też osoby które malują Anioły. Nie znam osobiście osób, które piszą o Aniołach, ale wierzę w ich istnienie :)
Żeby móc się pławić w anielskim blasku, rozkoszować niezwykłościami jakie niesie anielskość, ulepiłam kilka swoich osobistych Aniołków. Może nie są najpiękniejsze na świecie. Może mąka i sól użyta do ich stworzenia nie była pierwszej jakości. Ale przecież w małym ciałku może mieścić się wielka moc...? Może jak ulepie jeszcze 95 Aniołków, to ten sto pierwszy będzie idealny...? może... to ja już pójdę lepić następne...

Moje Anioły z masy solnej. Chyba powinny zostać takie niepomalowane, ale już przepadło...

Anioły ubarwione... Każdy ma takiego Anioła na jakiego zasłużył. Widać mój jest... pstry...