menu

niedziela, 30 listopada 2014

Wianek adwentowy

Wieniec nie ma początku ani końca. "Niegdyś Germanie w czasie obrzędów pogańskich w środku zimy, zapalali ogień na kręgu wykonanym z gałęzi o zielonych liściach, który stanowił symbol słońca." - to z Wikipedii, aż taka mądra nie jestem :p
Wykorzystując moją nowo zdobytą wiedzę, wianek zrobiłam z gałązek tui, z której robi się małe kępki, a potem przykłada je do bazy i okręca mocno drutem florystycznym. Do przyozdobienia użyłam wszystko co się złotem świeci oraz trochę czerwieni w postaci jabłuszek i kokardek. Przy zielonym spodzie, kolory są typowo bożonarodzeniowe :D
Cztery białe świece(lepsze byłyby beżowe, ale niech tam. wyszło "narodowo"), z których jedna zapalona... bo już czas na nią :D



wtorek, 25 listopada 2014

Wynajmę kawałek powierzchni półkowej Misiowi...

Jak wieść gminna niesie, dziś jest Dzień Pluszowego Misia. Oczywiście, jak prawie każde małe "święto" i to przyszło do nas ze Stanów. Ale to bardzo przyjemny dzień, trochę jak powrót do wspomnień z dzieciństwa. Swoich własnych misiów nie miałam... tzn miałam, ale dziwnym trafem szybko zmieniały właścicielkę i trafiały do stadka pluszaków mojej siostry, a u mnie mieszkały tylko jakieś smutne króliki. Dlatego po wielu latach postanowiłam przygarnąć chociaż jednego słodkiego Pluszaczka-Misiaczka, który zamieszka ze mną na dłużej. Kupić w sklepie nie mogę, ponieważ to nie jest to samo, co "przybysiowy". Nikt mi raczej nie kupi, ponieważ już nie mam kilku(nastu) lat. Więc muszę zająć się... kuszeniem Misia. Odrobiłam lekcję z "misiologii" i wiem, że Misie najbardziej na świecie lubią miód:

"I gdy Królik zapytał: – Co wolisz, miód czy marmoladę do chleba? – Puchatek był tak wzruszony, że powiedział: – Jedno i drugie. – I zaraz potem, żeby nie wydać się żarłokiem, dodał: – Ale po co jeszcze chleb, Króliku? Nie rób sobie za wiele kłopotu."
A.A. Milne

Najprostszy sposób na znalezienie Misia, to zaczaić się przy ulu. A w moim pudełeczku ze zdjęciami znalazłam takie ule :D

Wygiełzów
Męćmierz koło Kazimierza Dolnego

Pszczyna

poniedziałek, 24 listopada 2014

Przytachałam zielsko do domu ;p

Na prawie każdej mojej wyprawie robię zdjęcia, czasem pokazuję je znajomym i zazwyczaj słyszę komentarz "znowu kwiatki! nie było nic innego...?" Cóż, od zawsze lubię kwiaty. Każde zielsko na łące czy w ogródku ma dla mnie swój urok, przyciąga uwagę, woła do mnie "popatrz na mnie, weź mnie ze sobą". Więc co mam zrobić? A no zrobiłam... zapisałam się na nauki florystyczne. Nie doznałam "olśnienia" lecz... "przygnębienia". Ile ja rzeczy nie wiedziałam! Nadal nie wiem, ale małymi kroczkami może dojdę do "oświecenia" :D
Na zajęciach robiliśmy "bukiety w naczyniu". Niby łatwe, rwiesz na łące czy w ogródku kwiatki, trochę liści, wkładasz do flakonu i gotowe. A tu okazuje się, że wcale nie takie proste. Są zasady i trzeba się tego trzymać. Proporcje, podziały, style(formalno-liniowy, dekoracyjny i wegetatywny)... nic "na oko". Ale żeby już nie przynudzać, wklejam zdjęcia moich (po)tworków. Nie wiem czy ostateczny efekt jest zachwycający, ale jak na moją pierwszą zabawę we florystkę poszło mi całkiem nieźle :p


Styl formalno-linearny, czyli dużo wolnych przestrzeni. Na żywo wygląda lepiej :)


Styl dekoracyjny, tzn "co baba miała... to upchała do bukietu". Innym osobom podobał sie najbardziej. Kwiaty ledwo żywe, ale nie poddają się :)


Styl wegetatywny, czyli zgodny z naturalnym sposobem rozrastania się roślin. Gerberki to oczywiście stokrotki polne :)


A to jest "śmieciuch", czyli (po)twór zrobiony z pozostałości materiału roślinnego w stylu... beniowym :D