menu

piątek, 19 kwietnia 2013

Straszna historia nr 004

Gdy zmierzchało, do domu wróciłam,
Zadowolona, że przed gwarem się schroniłam.
W ciszy i spokoju w fotelu zasiadłam
Czując, że chwilę szczęścia skradłam.
Jednak coś mą błogą rozkosz przerwało.
Jakby coś w kuchni popiskiwało...?
Ale co to być takiego może?
"Chyba to piszczy na dworze."
Im dłużej nasłuchiwałam
Coraz więcej dźwięków odbierałam.
"No nic, czas ruszyć cztery litery,
Muszę zobaczyć kto robi mi takie numery."
Wkraczam do kuchni trzymając się pod boki,
Oczyma zataczam krąg szeroki,
Żeby dojrzeć gościa niechcianego
Absolutnie tu niezapraszanego.
Hmmmmmmmmmmm...
Patrzę i nie widzę, nasłuchuję, a tu cisza,
Jakby tu nikt nie mieszkał nie tylko dzisiaj.
Z politowania załamałam ręce obie
"Oj Benia, co ty masz w tej głowie?"
Zawstydzona rakiem się wycofuję,
Ale... zaraz... ZNOWU COŚ POPISKUJE!!!
Wszystkie kątki przeszukuję,
Ostrym jadem przy tym pluję.
"To moja kuchnia, ty piskaczu wstrętny,
Jesteś tutaj wybitnie zbędny!!!"
Aż tu widzę, coś żółte takie,
Na upartego można to nazwać... ptakiem?
Wpadło toto do mojego koszyka,
Teraz wyjść nie może i w nim bryka.
Skrzydełka ma małe, nogi powykręcane,
I w ogóle takie jakby zdefasonowane.
A jakby tego wszystkiego było mało,
To na koszyk inne coś przyleciało.
A to drugie jakby śmielsze,
Z dzioba widać, że weselsze.
Coś ćwierkoli do tego głuptaka,
Szczerze gada, jak ptak do ptaka.
Czekam i słucham pełna ekscytacji
Czy coś wyniknie z tej konfrontacji.
Ale to trwało bez końca,
Aż się zrobiłam śpiąca.
Więc poszłam do pokoju,
Zostawiając ptaszki w spokoju.
Teraz leżę i myślę czy ranek
Przyniesie mi więcej takich niespodzianek.
Bo ptaki, choć kalendarza nie znają,
W kwietniu się przecież rozmnażają.
Cóż, przyjmę to na klatę
A one może odwiedzą mnie latem...


Tutaj mały gagatek wpadł do koszyka i nie mógł się sam wygrzebać.

Tutaj zagadał z kolegą, ale ten się wypiął i nie chciał mu pomóc.

A tutaj ja się wreszcie zlitowałam i wypuściłam nielota na zielone...

A nielot jest z filcu i koralików i drutu, a po pachy wypchany jest watą, bo nie miałam nic innego pod ręką. A kaczek szydełkowy jest kordonkowy. A koszyczek jest papierowy. A "trawka" i "niebo" czeka na przypływ mojej weny, żeby stać się czymś innym...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i pozostawienie znaku po sobie w postaci komentarza. Pozdrawiam serdecznie :)