Pierwszy prawdziwie wiosenny weekend. Kalosze na nogi, kije w dłoń i heja na łąki, do lasu, łapać słońce i wiatr w płuca. Nie obyło się bez odrobiny deszczu. Ale po tak długiej zimie nie straszne ni zimne krople, ni porywisty wiatr. A widok pierwszej prawdziwej tęczy jeszcze osłodził spacer. Naładowana optymistycznymi myślami, postanowiłam przynieść troszkę tęczy do domu. Wiec bibułka w dłonie, rachu-ciachu nożyczkami i moje własne kolorowe cudeńko gotowe :)
Tęcza w moim domu. No dobra, podróba tęczy, ale kolory są jak trzeba :)
Tęcza zawsze gdzieś się zaczyna i gdzieś się kończy. Czasem wchodzi do czyjegoś domu i wtedy na pewno świat wydaje się wspaniały :)
Podbiał, pierwszy kwiatek po wygranej bohatersko walce ze wszechogarniającym nas śniegiem!
Warta w świetle walczącego z chmurami zachodzącego słońca.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Świetne te kwiatuszki a całość rewelacyjna :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Bibułkowe kwiaty są raczej proste do zrobienia i zawsze pięknie wyglądają. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń