Przyznam się bez bicia: podczas mojej ostatniej podróży zostawiłam ładowarkę do aparatu u Siostry. A tu tyle tworów czeka na cyknięcie, eh.... Dlatego wkleję moje stare zdjęcia. W szale przygotowań do bożonarodzeniowego kiermaszu wróciłam do tworzenia kartek haftem matematycznym. Według mnie, dużo lepszą nazwą do takich dzieł jest nazwa "haft liczony" jaką to moja Siostra używa podczas zajęć z dziećmi. Niby nie liczy się ilości dziurek, jedynie długość "skoku" ma znaczenie, ale właśnie w zależności od tej odległości można z jednego szablonu otrzymać różne efekty. I to jest właśnie to co lubię, żeby zrobić to samo ale nie tak samo. Wtedy nigdy nie zagości rutyna i nuda, bo przecież jest jeszcze tyle kombinacji do zrobienia. Czasem efekt nie jest zadowalający, ale, o dziwo, często znajdzie się ktoś, dla kogo moje "ojej ale mi nie poszło, buuuu" będzie... piękne...? I wtedy miodzik na serduchu :)
Szablony z dziurkami są w necie. Zrobiłam kilka kartek według swoich pomysłów, ale nigdy ich nie uwieczniłam, a szkoda.
Rada: najlepiej wkłuwać się w kolejną nieparzysta dziurkę, np 7 lub 11-tą, ponieważ wtedy na odwrotnej stronie nitki się nie pokrywają i kiedy w ferworze pracy "zgubimy się" będzie wiadomo które oczko nie zostało przeszyte.
Jedyna znaleziona fotka hafciku, jaka trzyma się tematu bożonarodzeniowego. To tylko "przód" kartki, ale ten najważniejszy :)
Kilka przykładów różnych sposobów przedstawienia tego samego szablonu.
Jeszcze kilka przykładów...
I jeszcze klika tworów...
Piękne i tyle pracy!
OdpowiedzUsuńRewelacja. Podziwiam :)
:*
Dziękuję za odwiedzinki i za miłe słowa :) pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń