Liście lecą z drzew
Liście lecą z drzew
Pomimo chwilowego (niestety) ocieplenia, już czuć w powietrzu listopadowy chłód. Łyse drzewa smętnie zaglądają w okna. Wszystko oklapło, łącznie z nastrojem. Parę minut uśmiechu słońca to absolutnie zbyt mało, żeby z energią zabrać się za cokolwiek. A już twórcza praca, to doprawdy wyczyn. Lecz ja, pomimo tak wielkich przeciwności losu, wybrałam się wczoraj na łowy. Łupem pało dużo gałązek (czasem mówią na to witki, ale mnie się to źle kojarzy. Tak... biologicznie i historycznie), szczególnie brzozowych, jeszcze trochę ulistnionych. Dziś, w chwilach wielkiej "nudy" rozpoczęłam motanie moich zdobyczy. Jak na moje pierwsze dzieła, nie wyszły złe, chociaż troszeczkę krzywe. Na początku budowa koła szła opornie. Przy trzecim już wiedziałam co i jak ze sobą składać. A po piątym rwałam się do robienia następnych kółeczek. Niestety, zbiory okazały się jednak zbyt małe. Ale nic straconego, jeszcze nie wszystkie soki w brzozach zamarły! A tymczasem plecionki nabierają kształtu i czekają na mój następny okres "nudy", aby nabrać wyglądu wianków bożonarodzeniowych.
Leca liście z drzew. Jeszcze...
Moje cudeńka namotane z gałęzi. Oczywiście, że nocne zdjęcie, dlatego takie niewyraźne...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny i pozostawienie znaku po sobie w postaci komentarza. Pozdrawiam serdecznie :)