Nie chciało milusie ciepełko przyjść do mnie, więc się wypięłam na pogodę za oknem, i stworzyłam sobie własną wiosnę w domu. Z mojej przepaścistej szafy pełnej niespodzianek (tzn wrzuconych nieuważnie i zapomnianych rzeczy) wyciągnęłam farby i popadłam w szał twórczy. Oczywiście, jak zawsze w takim stanie, narobiłam trochę głupstw (ale tylko troszkę, akurat na tyle, żeby załamać jedną z rąk, tą której nie używam do malowania). Poprawiłam sobie nastrój i jakoś tak, nieomalże, prawie, poczułam się artystycznie spełniona. Stan ten, jak zwykle, przeminie jutro z samego rana i znowu będę pchała ręce w jakieś uszczęśliwiające mnie robótki :)
Wzory same się wymyślały, tzn ręka leciała jak głupia nie zważając na pragnienia właścicielki, a mózg po chwili ratował sytuację i kombinował szybko jak można uratować filiżaneczkę przed abstrakcyjnym "cosiem". Dlatego kwiatki posiadają niestandardową ilość płatków, listki są z innych kompletów, a stworzonka... cóż, są z mojego świata, dlatego takie inne.
Rada: jeśli zapiekasz w piekarniku wzorek na porcelanie patrz cały czas na termometr i pilnuj czasu. Farby są tak złośliwe jak gotujące się mleko-zawsze wykorzystają chwilę nieuwagi i się przypalą.
Przypalone (po)tworki. Niby reanimowałam, niby poprawiałam jeszcze raz. Niestety, ciemność zawsze wyłazi.
Wspomnienia z letnich wędrówek przez łany zbóż...
Nie mogło zabraknąć maków. Jeden z najprostszy kwiatów do namalowania. Robisz czerwoną plamę i dorysowujesz konturówką środek i płatki.
Tak, żeby nie było nudno od samych kwiatów, domalowałam sobie rybki w akwarium :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny i pozostawienie znaku po sobie w postaci komentarza. Pozdrawiam serdecznie :)