menu

niedziela, 6 stycznia 2013

Na sanki idźmy wraz...

Za oknem lekko pobielało. Z nieba łagodnie opada biały puch. Niestety, termometr nadal wskazuje leciutko powyżej zera, co źle wpływa na delikatne śnieżne płatki wchodzące w bliski kontakt z jezdnią. Ale co tam, ważne że wreszcie jest prawdziwie zimowo :) A ja mam sanki zagarażowane w piwnicy i znajomych od dwóch lat umówionych na białe szaleństwa na śniegu. Na narty po prostu jedziesz w góry, a sanki w pewnym wieku zaczynają być bardziej, jakby to określić, "mniej wypadającym"sportem (przynajmniej według niektórych moich znajomych). Dlatego bardziej nęcą i myślenie o nich wywołuje na mojej twarzy radosny uśmiech. Ale żeby się sprowadzić na ziemię, przypomnę, że zima nie zawsze jest łaskawa. Może nieźle narozrabiać, jak trzy jata temu, kiedy to spadł marznący deszcz i było straaaasznie. Łącznie z zerwanymi liniami energetycznymi i połamanymi drzewami. Do tej pory drzewa straszą połamanymi kikutami.
Ale co tam, w tym roku z pewnością będzie wszystko dobrze :)


Pobielony świat cyknięty z mojego okna. Aż lepiej na serduchu mając takie "czyste" widoki :)

Parę lat temu. My na sankach zjeżdżając z olsztyńskiej górki przyzamkowej :)

Ja jako Upadły Anioł (ech, na co mi przyszło...). W tle ruiny zamku w Olsztynie pod Częstochową. Dodam, że to jeden z zamków na szlaku Orlich Gniazd.


Drzewa po deszczu marznącym, co nam bardzo nadokuczał parę lat temu.

Jaka ilość lodu i śniegu może się zmieścić na małej gałązce lub trawce? Baaaardzo duża...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i pozostawienie znaku po sobie w postaci komentarza. Pozdrawiam serdecznie :)