menu

środa, 29 maja 2013

Bzik w zewnętrznym kolorze tęczy

Czy wspominałam już, że mam "ciągoty" do kwiatów? Nawet nie chodzi o ich dostawanie, bardziej o posiadanie ładnych okazów. Nie zawsze mogę mieć żywe, wiec je maluję, robię z bibuły, z wiórów osikowych, na szydełku, haftuję itp. Jakoś tak samo wyszło, że najbardziej lubię polne kwiaty, szczególnie maki. Dziwne, bo czerwień w swoim ubiorze czy otoczeniu toleruję, ale niekoniecznie lubię. Ale maki, z czego i jak bym je nie robiła, zawsze mi wychodzą. Mam pewną teorię na temat mojej miłości do niej. Po pierwsze, nie mogę ich posiadać w stanie żywym, ponieważ kiedy je przynoszę do domu, one od razu wyglądają jak żałosne szczątki makowej sukni balowej po bardzo burzliwym wieczorze. Po wtóre, na moim balkonie w skrzynce nie chcą rosnąc, więc są dla mnie niejako "nieosiągalne". Wiem, że moja "miłość" do nich jest tylko jednostronna i absolutnie nieodwzajemniona, ale cóż, może właśnie dlatego bardziej ich pożądam? Jednak jest w tym wszystkim jedna rysa, która właśnie została zadana memu sercu w tym tygodniu. A było to tak:
Od paru lat zazdrościłam różnym osobom, że pięknie malują akwarelkami. Zapragnęłam, zawzięłam się, kupiłam sobie podstawowy zestaw farb i odpowiedni papier. Nabyłam również nowy pędzelek, żeby nie było, że nieprofesjonalnie podchodzę do tematu. Poobserwowałam znajomych w jaki sposób malują tymi farbami. Znowu pomyślałam. Trochę to wszystko trwało. Aż tu szefowa naszego kółka plastycznego postraszyła mnie, że zrobi mi wystawę indywidualną. No i się zaczęło szukanie weny tu i ówdzie. Stworzyłam makowego (po)twora i co się dowiedziałam? Że zero we mnie delikatności i że siepię farbą jak cepem... buuuu ;(  Hmmm... I dostałam radę: "Benia, ty lepiej zostań przy olejach".  Więc skoro już i tak maki na wystawę nie pójdą, to przynajmniej tu je sobie "powieszę".

 Tytuł: maki; podtytuł: żałosne wykonanie cudownej wizji Beni

Na poprawę nastroju po poprzednim depresyjnym obrazie: maki z Wiednia, świeżutkie, ledwie w zeszły weekend cyknięte :)



 Troszkę polskich maków cykniętych tu i ówdzie

 Żeby trochę tą czerwoność zmącić przyniosłam chabry, które też nie zawisną nigdzie...

4 komentarze:

  1. Dlaczego nie zawisną przecież są piękne .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do września jeszcze trochę czasu i mam nadzieję, że stworzę coś "wiekopomnego" a przynajmniej milszego dla oka :)
      pozdrawiam :)

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny i pozostawienie znaku po sobie w postaci komentarza. Pozdrawiam serdecznie :)