Rozpadało się za oknem. Jest smutno, łzawo, melancholijnie i jakby... (te wszystkie słowa, które przychodzą na myśl, kiedy ciemne chmury połkną radosne słonko). Trwając w mej zadumie i nostalgii przypomniałam sobie o wakacjach. A wakacje miałam udane, bo chociaż nie byłam na żadnej wypasionej, zagranicznej wycieczce, to spotkałam się z ludźmi których lubię, cenię i bez których moje życie byłoby uboższe. W wakacje byłam przez chwil kilka nad naszym polskim morzem. Nawet się w nim zamoczyłam, wygrywając moją wewnętrzną walkę z obrzydzeniem na widok zielonych wodorostów (brrrrr...) atakujących mnie nieustannie. Jednak poniosłam całkowitą klęskę w walce z burzą, która jakże absolutnie niespodziewanie nadciągnęła niewiadomo skąd i zasnuła niebo ciężkimi chmurzyskami. Ale i tak wyjazd uznaję za udany, bo towarzystwo miałam doskonałe :)
Dla równowagi mogę powspominać inne morza. Na przykład chorwackie morze, gdzie nawet jak pada to i tak jest ładna pogoda, ale gdzie nie widać z lądu linii horyzontu, a kamienista plaża rani boleśnie stopy (już słyszę echo słów mojej przyjaciółki: "jasne, widzę jak TY leżysz na jakiejkolwiek plaży dłużej niż 5 minut"). Greckie morze, owszem piękne, ale jakby równie kamieniste. A zatłoczone drobno-piaszczyste plaże włoskie? Chyba jednak jestem patriotką. Tak troszkę...
Polskie morze. W gratisie zdjęcie sprawcy mojej ewakuacji w cieplejsze rejony Polski.
Chorwackie morze. Jego cudowny kolor nadal śni mi się po nocach. Eh.. to piękne sny.
Greckie morze. Dobra ucieczka przed upałem, ale jak stawiać wdzięcznie i ponętnie stopę przechadzając się po takiej plaży?
Włoskie morze. Ile kilometrów trzeba zrobić w poszukiwaniu skrawka pustej plaży, gdzie nie leży "ludź na ludziu"!
A tu ja z kumpelą w morzu chorwackim (hi hi hi hi)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny i pozostawienie znaku po sobie w postaci komentarza. Pozdrawiam serdecznie :)