menu

poniedziałek, 17 września 2012

Czasem czytam do podusi

Leniwa niedziela zamknęła już swe zmęczone oczy, przygotowując miejsce na rześki,  pełen nowych możliwości poniedziałek. Noc skryła cały brud omdlewającego świata. A obietnica poranka pozwala oddać się sennym marzeniom. Taaaa... a słowa z mych ust lecą niczym okruch chleba, bez ni jakiego ładu i składu. Ale to wszystko za sprawą mocnych wrażeń jakich doznałam... po przeczytaniu książki. W tej chwili wrażenie na mnie robi życie Świata Dysku, które opisuje Terry Pratchett. Po wielu latach od pierwszego czytania, przypadkiem wpadła mi w ręce jedna z jego książek. I się zachwyciłam. Chyba dorosłam do nich. Będąc nastolatką widziałam w nich tylko skopiowane cudze pomysły, banalne rozwiązania i bezsensowne "dialogi na cztery nogi". A tu taka niespodzianka!!! Każda opowieść ma początek i koniec. Ba, nawet posiada morał, z którym się w większości zgadzam lub jest dla mnie do przyjęcia. Pomijając wszelkie ochy i achy, pomimo że to książki z gatunku Fantasy, polecam do przeczytania.
A anegdota luźno związana z twórczością Pratchett'a-proszę bardzo: Będąc w wakacje u moich przyjaciół, już dorosły syn przyniósł grę planszową ŚWIAT DYSKU i zaprosił nas do wspólnej zabawy. Zasady niby nie skomplikowane, ale dużo kruczków do zapamiętania. Losuje się kartę tożsamości, na której napisane są warunki do wygrania. Do tego dwie talie kart z różnymi zadaniami do wykonania. Na planszy 12 dzielnic, po których nie chodzi się jak np. w CHIŃCZYKU, tylko się... przyczaja... stawiając swoich agentów lub domki (wg mnie hoteliki dla tychże agentów :))) Chłopcy oczywiście błyskają wiedzą i sprawnością swoich umysłów, przekrzykując się wzajemnie. Złe spojrzenia rzucane przeciwnikom. A już "nie daj Bóg" jak dać któremuś kartę z jakimś zadaniem, uwag co niemiara!!! No po prostu jeden wielki chaos!!! Graliśmy tak około pięciu razy. Najczęściej graliśmy aż nie zniknęły wszystkie karty z obu talii. Aż raz, ten ostatni, tak zupełnie niepozornie i niespodziewanie, kiedy jeszcze nie doszliśmy do końca pierwszej kupki, udało mi się wygrać. I ta żądza mordu w oczach syna mojej przyjaciółki..., ten wzrok rozwścieczonego wilkołaka... widok bezcenny!!! Tak, te wakacje były naprawdę udane... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i pozostawienie znaku po sobie w postaci komentarza. Pozdrawiam serdecznie :)