Morze, nasze morze... tam taratam tam tam tam...
Za oknem już na dobre rozpanoszyła się jesień. Słońce coraz bardziej kapryśne. Smutek chowa się w długich cieniach rzucanych przez sprzęty wszelaki. A akumulatorki energetyczne ledwie ciągną ostatkiem sił. Po prostu usiąść i załamywać ręce. I co w takiej sytuacji najlepiej zrobić? Trzeba sobie poprawić żywot. Ja, w poszukiwaniu sił witalnych, skierowałam swe kroki na północ. W prostej linii, tzn. na ile nasze drogi pozwoliły utrzymać linię prostą, wylądowałam w Darłówku. Nie będę przytaczała ochów i achów, piania pełnego zachwytu i innych wyrazów zadowolenia. Mogę stwierdzić, że było warto nie przespać nocy w zamian za wspomnienia. Wróciłam szczęśliwsza i teraz nawet zima mi nie straszna. Przynajmniej do najbliższego przymrozku...
Droga wiodła nas przez piękne tunele z drzew. Tajemne korytarze, mieniące się barwami jesieni, zachęcały do rozglądania się na boki
A czasem, z tego rozglądania, obraz się rozmywał jak po...
A morze miało różne nastroje. Raz było smutne i niespokojne.
A czasem romantyczne...
Najczęściej jednak łaskawe...
Pełne życia, w różnych tego słowa znaczeniach.
Niebo również miało swoje życie i to całkiem interesujące. Raz uszczęśliwiło nas tęczą, a kilka razy zaciekawiło głośnym gęgotem.
Czasem nie tylko morska woda nas zaskakiwała. Fontanna, której ulewa się ponad brzegami, a wygląda jakby przeciekała :)
Oczywiście MY na plaży podczas kąpieli słonecznych ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny i pozostawienie znaku po sobie w postaci komentarza. Pozdrawiam serdecznie :)