menu

sobota, 20 października 2012

Może nad morze...

Morze, nasze morze... tam taratam tam tam tam...


Za oknem już na dobre rozpanoszyła się jesień. Słońce coraz bardziej kapryśne. Smutek chowa się w długich cieniach rzucanych przez sprzęty wszelaki. A akumulatorki energetyczne ledwie ciągną ostatkiem sił. Po prostu usiąść i załamywać ręce. I co w takiej sytuacji najlepiej zrobić? Trzeba sobie poprawić żywot. Ja, w poszukiwaniu sił witalnych, skierowałam swe kroki na północ. W prostej linii, tzn. na ile nasze drogi pozwoliły utrzymać linię prostą, wylądowałam w Darłówku. Nie będę przytaczała ochów i achów, piania pełnego zachwytu i innych wyrazów zadowolenia. Mogę stwierdzić, że było warto nie przespać nocy w zamian za wspomnienia. Wróciłam szczęśliwsza i teraz nawet zima mi nie straszna. Przynajmniej do najbliższego przymrozku...


Droga wiodła nas przez piękne tunele z drzew. Tajemne korytarze, mieniące się barwami jesieni, zachęcały do rozglądania się na boki

A czasem, z tego rozglądania, obraz się rozmywał jak po...

A morze miało różne nastroje. Raz było smutne i niespokojne.

 Potem cichutkie i radosne.

 A czasem romantyczne...

Najczęściej jednak łaskawe...

Pełne życia, w różnych tego słowa znaczeniach.

Niebo również miało swoje życie i to całkiem interesujące. Raz uszczęśliwiło nas tęczą, a kilka razy zaciekawiło głośnym gęgotem.

Czasem nie tylko morska woda nas zaskakiwała. Fontanna, której ulewa się ponad brzegami, a wygląda jakby przeciekała :)

Moje zadziwienia "jak oni wyjmą wszystkie kołki z morza...?"

 Oczywiście MY na plaży podczas kąpieli słonecznych ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i pozostawienie znaku po sobie w postaci komentarza. Pozdrawiam serdecznie :)