menu

czwartek, 30 maja 2013

4. Czwartek SAL u Diany

Nastał czwartek, wiec czas na prezentacje moich "wypocin" krzyżykowych. Ostatnio tak się jakoś układało, że tylko w czwartki mam czas na haftowanie, więc wszystko co przybyło od poprzedniego razu powstało właśnie dzisiaj. Jeszcze nie ma wszystkich konturów, a bez nich praca wygląda dość smętnie. Ogródek już prawie opielony, jeszcze muszę dom wybudować, żeby gości zaprosić na kawę :)
Zmieniłam w paru miejscach kolor, np rzepki (czy to są rzodkiewki?). Postaram się zrobić następne zdjęcie w dzień, żeby lepiej było widać kolorki :)



środa, 29 maja 2013

Bzik w zewnętrznym kolorze tęczy

Czy wspominałam już, że mam "ciągoty" do kwiatów? Nawet nie chodzi o ich dostawanie, bardziej o posiadanie ładnych okazów. Nie zawsze mogę mieć żywe, wiec je maluję, robię z bibuły, z wiórów osikowych, na szydełku, haftuję itp. Jakoś tak samo wyszło, że najbardziej lubię polne kwiaty, szczególnie maki. Dziwne, bo czerwień w swoim ubiorze czy otoczeniu toleruję, ale niekoniecznie lubię. Ale maki, z czego i jak bym je nie robiła, zawsze mi wychodzą. Mam pewną teorię na temat mojej miłości do niej. Po pierwsze, nie mogę ich posiadać w stanie żywym, ponieważ kiedy je przynoszę do domu, one od razu wyglądają jak żałosne szczątki makowej sukni balowej po bardzo burzliwym wieczorze. Po wtóre, na moim balkonie w skrzynce nie chcą rosnąc, więc są dla mnie niejako "nieosiągalne". Wiem, że moja "miłość" do nich jest tylko jednostronna i absolutnie nieodwzajemniona, ale cóż, może właśnie dlatego bardziej ich pożądam? Jednak jest w tym wszystkim jedna rysa, która właśnie została zadana memu sercu w tym tygodniu. A było to tak:
Od paru lat zazdrościłam różnym osobom, że pięknie malują akwarelkami. Zapragnęłam, zawzięłam się, kupiłam sobie podstawowy zestaw farb i odpowiedni papier. Nabyłam również nowy pędzelek, żeby nie było, że nieprofesjonalnie podchodzę do tematu. Poobserwowałam znajomych w jaki sposób malują tymi farbami. Znowu pomyślałam. Trochę to wszystko trwało. Aż tu szefowa naszego kółka plastycznego postraszyła mnie, że zrobi mi wystawę indywidualną. No i się zaczęło szukanie weny tu i ówdzie. Stworzyłam makowego (po)twora i co się dowiedziałam? Że zero we mnie delikatności i że siepię farbą jak cepem... buuuu ;(  Hmmm... I dostałam radę: "Benia, ty lepiej zostań przy olejach".  Więc skoro już i tak maki na wystawę nie pójdą, to przynajmniej tu je sobie "powieszę".

 Tytuł: maki; podtytuł: żałosne wykonanie cudownej wizji Beni

Na poprawę nastroju po poprzednim depresyjnym obrazie: maki z Wiednia, świeżutkie, ledwie w zeszły weekend cyknięte :)



 Troszkę polskich maków cykniętych tu i ówdzie

 Żeby trochę tą czerwoność zmącić przyniosłam chabry, które też nie zawisną nigdzie...

środa, 22 maja 2013

Banie na wodzie

Ostatnio pogoda za oknem bardzo różnista. Ja mam takie szczęście, że kiedy wychodzę z domu, to akurat zanosi się na deszcz lub właśnie pada. A kiedy już tak idę z pochyloną głową, to widzę głównie kałuże. A kiedy widzę w tych kałużach pęcherzyki powietrza, to się cieszę, że deszcz w przeciągu mniej więcej pół godziny pójdzie sobie kapać na kogoś innego :) Wiem to z długoletnich obserwacji i pawie zawsze się sprawdza. Problem polega na tym, że po takim deszczu czasem przychodzi następny bez bąbli, a ten potrafi padać i padać i padać...
Wklejam zdjęcia baniek na wodzie, które cyknęłam podczas moich wypraw w majowe weekendy.


 
 
Na dokładkę zdjęcie deszczu atakującego śmietnik... się działo :)

Straszna historia nr 007

W miasteczku, o niezwyklej nazwie Górki,
mieszkał Chłop, co pod folią hodował ogórki.
Warzywka były pękate, dorodne,
Swej smacznej nazwy niezwykle godne.
A że mieszkał niedaleko rzeczki,
Topił w niej swoje ogórkowe beczki.
Kiedyś sąsiadka mądra go odwiedziła,
Za głowę się złapała i zabiedziła
Nad marnotrawstwem pięknych beczek.
Pomyślała, że są dobre na sok z porzeczek.
Chłop poskrobał się po głowie,
Zadumał się, co żona na to powie.
Wymyślił interes nie lada
I zaczął chodzić po innych sąsiadach
Oferując swe beczki w zamian za owoce,
Których wszyscy gospodarze mieli krocie.
Zbierał jabłka, wiśnie i gruszki
I wkładał każde do osobnej beczuszki.
Tak przeszła jesień i zima,
A Chłop beczki cały czas w wodzie trzymał.
Czasem tylko pomyślał zasępiony,
Czy za swój czyn nie nasłuch się od żony.
Wiosną otworzył swe skarby pławione.
Patrzy, wącha, a tu wyszło wino uwarzone.


Pierwsze ozdoby z wełny czesankowej z zamkiem :)
Zamek mam tylko plastikowy, ale ozdoby wyszło nie najgorzej. Jeszcze nie wiem, czym mam od spodu podlepić, bo trochę to dziwnie wygląda...

wtorek, 21 maja 2013

Straszna historia nr 006

Torbę z kotem dostałam od mojej koleżanki. Historia powstała trochę obok, ale w tym samym czasie, znaczy jak zwykle na kolanie, w drodze i prawie bez woli autorki :)

W pewnym mieście, gdzie rzeka szeroka,
Mieszkał kot, który nie miał jednego oka.
Mruczek ten był bardzo zadziorny,
W bójki się wdawał, żeby nie wyjść z formy.
Lubił on bardzo puchate koteczki
Skłaniać do przykrej dla nich bójeczki.
Przeważnie te starcia wygrywał,
Bo na większe kocury się nie porywał.
Naprawdę, nie było to takie złe kocię,
Nawet nie myślał dzień cały o łomocie.
Ponieważ w swojej serca otchłani
Chciał on należeć do miłej Pani,
Którą widywał czasem z rana
Gdy biegła ulicą zawsze sama.
Zawsze w biegu z rozwianym włosem
Mruczała cicho piosenkę pod nosem.
Kot myślał, że ta Pani kochana,
Dała by mu jeść i wzięła na kolana.
Ale nie taki świat piękny jak w kinie,
Na ulicy albo walczysz, albo giniesz.



Czarny awanturnik na mojej torbie :)


3. Czwartek SAL u Diany

Udajmy, że dziś jest czwartek... ponieważ, jak zwykle różne przeciwności losu oraz wiatr w oczy, tudzież niespodziewana złośliwość rzeczy martwych sprawiły, że w czwartek nie mogłam cyknąć zdjęcia mojego SAL-owego samplerka. Ok, przyznam się, w weekend bywałam w obcych krajach, po czym musiałam naładować swoje, jak również te w aparacie akumulatorki, żeby w ogóle jakieś zdjęcia zrobić...
Już nie gadam tylko wklejam.

Oczywiście, że: ciemne, pogniecione, nieskończone, pomylone i nie poprawione, kolory nie zawsze trafione... ale jedna pszczoła jest, więc jakby "ŻYCIE na tej planecie istnieje" :)

czwartek, 16 maja 2013

Kwieciste zmagania

Postanowiłam popełnić "Lift", który to znalazłam na Diabelskim młynie. Poczytałam teksty głosicieli konkursu, pogapiłam się na cudze prace, podrapałam po głowie i spytałam wujka Google co to takiego i w ogóle o co w tym chodzi. Jak zaczęłam grzebać w necie, to końca nie było, ale znalazłam info na blogu AnnyMarii. I już wiem, że moja praca powinna być podobna do oryginału w 75%. Podrapałam się po drugiej stronie głowy (tak dla równowagi) i zadumałam nad filozoficznym pytaniem "które 3/4 ma być podobne?". I jak zwykle poszłam na żywioł i wyhodowałam następnego po(twora).
Kartka jak zwykle jest prosta i jasna, a moje zdjęcia jak zwykle są koszmarne :( Beżowy spód jak i niebieskie kwiatki (które trochę przypominają stado atakujących owadów :) są z kawałów wertikali. Brązowa ramka to z kartonik pomalowany suchymi pastelami. Róże i listki są z kartoników pomalowanych farbami akwarelowymi. Pewno przez te róże kartka wyszła bardzo kreskówkowo, ale co tam, następny pomysł na róże będzie lepszy :)))
Zgłaszam tą kartkę do konkursu na "zliftowanie" kartki w Diabelskim młynie. Tam też znajduje się oryginalna kartka, na podstawie której zrobiłam moją :)


 Kartka w całej okazałości

 Rzut oka na wypiętrzenia mojej kartki :)




Dżem czy marmolada?

Ponieważ zostałam szczęśliwą posiadaczką przepięknych tkanin (czyt. poprzedni post), postanowiłam stworzyć z nich coś PIĘKNEGO. A że czasem wychodzi mi jak zwykle, a nie tak jak bym chciała, wzięłam się do tego zadania "od przodu". Znalazłam kilka blogów z pięknymi wzorkami, które odpowiadają moim gustom. Grzecznie zapytałam Shape-moth, czy mogę podkraść ich gotowca. I w ten oto sposób stałam się dumną posiadaczką... słoiczka dżemu. Na moje oko był najmniej skomplikowany spośród dostępnych wzorów. Oczywiście jest to pierwsza próba przed stworzeniem mojej nowej, pięknej, cudownej, zachwycającej i gustownej poduszki :) i oczywiście na tejże poduszce nie będzie dżemu. Bo jak tu spać mając dżemowe myśli?
Po(tworka) uszyłam z resztek materiałów. Teraz dopiero widzę, że nie najszczęśliwiej je dobrałam  ale następny wyjedzie lepiej :) A słoik, cóż, może moja Mama go przygarnie i uszyje z niego torbę na zakupy. Wszak może nosić go od swojej strony...


 Tak słoik prezentuje się w całości.

Rzut oka na górę słoiczka. Tu powinnam dobrać inny materiał, ponieważ ten się zlewa z tłem :(


Z technicznych obserwacji: Szablon wydrukowałam zbyt mały i pół dnia go ręcznie powiększałam, zanim nie "poszłam po rozum do głowy". Rozrysowałam na papierze śniadaniowym elementy, naddatki dodawałam już na materiale. A czasowo wyszło mi: cięcie tkaniny - obejrzany jeden film, szycie - ok. jednej godziny. Dwa prucia to nie dużo jak na pierwszy raz. No i nie obyło się bez prasowania pomiędzy zszywaniem niektórych elementów. Efekt zadowalający :)

wtorek, 14 maja 2013

Do trzech razy sztuka :)

Ponieważ, jak głoszą wieszczowie "do trzech razy sztuka", właśnie wyczerpałam limit zwycięstw w przeróżnej maści Rozdawajkach. Dziś przyszła do mnie paczuszka od Quilts My Way, od której jako nagrodę dostałam prześliczne materiały i inne przydasie do szycia patchworków. A w ogóle to na blogu u tej zacnej Kobiety są takie cuda uszyte ze szmatek, że przez chwilę nie mogłam zapanować nad przyciąganiem ziemskim odnośnie mojej szczęki.
W paczuszce są również takie owalne przezroczyste naklejki, żeby się nie dźgać igłą czy szydełkiem po palcach. Oj, bardzo się przydadzą, ponieważ ja oczka robótki szydełkowej robię na palcu, taki głupi nawyk. I do szycia temari idealne :) A jakie igiełki cieniutkie... A nożyczki "żabki" jakie przydatne... A trzy arkusiki filcu też znajdą u mnie schronienie :) Czy o tkaninach już wspomniałam, bo mnie trochę amok ogarnął i już sama nie wiem co piszę...
Podsumowując, dostałam w Candy nagrody do prawie wszystkich moich zainteresowań. Kartkowe od Qsloncu, szydełkowe i decupagowe (bo konewki) od Balerinki i teraz szyciowe od Quilts My Way. Jak jeszcze dostanę coś do malowania, to.. chyba nie uniosę tyle szczęścia. Chociaż z drugiej strony, człowiek zniesie wiele. W moim przypadku znoszę wszystko do mojego domu, robiąc magazyn przydasiów, a potem budzą się z tego po(twory)!!!
Już przestaję gadać i pokazuję:


 Widok wszystkiego co dostałam :)

Ogólny rzut oka na wszystkie tkaniny.




 Tkaniny w szczególe.
 
A taka dróżka mogłaby prowadzić do mojego domku...

sobota, 11 maja 2013

Makowy zawrót głowy :)

Dziś mam twórczy dzień. Zrobiłam drugą kartkę. Wstążkowe kwiaty wyszywane na kawałku wertikalowej tkaniny. Oczywiście bez wstępnego planu, dlatego wygląda odrobinę pokracznie :) Ale druga będzie lepsza... Wyszywanie jest bardziej w moim stylu. Efekt końcowy w większym stopniu zależy od sprawności rąk i oka niż w kartkach zrobionych w całości z papieru. A kartka tak się prezentuje:


W rzeczywistości jest prosta. może dlatego tak wychodzi na zdjęciu, że robię je w nocy...

Rzut oka na wypukłości

Kartkowo mamowo...

Popełniłam kartkę. I to nie byle jaką, ale wyzwaniową! Wyzwanie znalazłam na blogu Rapakivi i tam zgłosiłam karteczkę.
Kartka powinna trzymać się schematu:

A na niej winno być:
- cytat
- różyczki
- papierowe koronki/serwetki.

Wiec usiadłam i stworzyłam mojego (po)tworka. No dobra, kartka wyszła odrobinę cukierkowo i zanadto ją przefajnowałam. Założenie było inne, a jak dorwałam się do nożyczek i kleju, to końca nie było widać. Ale w kartce jest wszystko co być powinno. I to wszystko zrobiłam metodą chałupniczą, czyli sama nakręciłam różyczki igłą do quillingu. Listki są z taśmy pasmanteryjnej. Jako koronki występują karteczki ciachnięte profilowanymi nożyczkami. A cytat... najpierw miała ten wymóg spełniać gazeta, ale potem wizja się zmieniła i wyszło jak zawsze... a miało być tak pięknie...
Zgłosiłam również do wyzwania w Craft-Szafie, ponieważ tam panuje całkowita dowolność tworzenia, tylko musi być na kartce słowo "mama" :)

Nie ma co przeciągać, moje wiekopomne ;) dzieło prezentuje się tak:

(Po)tworek w całej krasie :)

 Zbliżenie na warstwy i spiętrzenia...

Współodpowiedzialni tegoż dramatu...

czwartek, 9 maja 2013

Ale szczęściara ze mnie :)

Dziś przyszła do mnie pocztą paczuszka, a w niej same CUDEŃKA!!! Dostałam nagrodę w Candy u Balerinki. Kobieta robi niesamowite rzeczy na szydełku. Niezwykle równiutko i precyzyjnie. Ja mogę tylko pomarzyć o takim wykonaniu i to nie tylko przez mój "słomiany zapał" i brak wytrwałości w dążeniu do perfekcji :) A tu widać prawdziwy talent i pomysłowość. Takie bransoletki. Niby nic, a każdy kwiatek taki sam. Albo wplecenie turkusowej nitki w zadek ubranka na pojemniczek. Pół godziny  bym kombinowała, a nie wyszłoby mi tak ładnie :( I nitka ładna, błyszcząca. W ogóle pomysłowa rzecz taki ubrany pojemniczek.
W paczuszce były również konewki i to DWIE! Nawet nie wiem gdzie się takie śmiesznoty ryjkowe kupuje. Ale są super :))) Wstępnie będą przeznaczone do decu, ale w tej sprawie muszę pogadać ze znającą się na tym koleżanka. Jak coś wymyślę to zaprezentuję. A teraz pokazuję:


Tu są SKARBY z paczuszki :)

Dół pojemniczka na przydasie z fajnie wplecioną nitką.

 Bransoletki z pomysłowym zapięciem. Aż trzy dostałam, a mowa była o dwóch ;)

Koneweczki, nad którymi już nie będę piała z zachwytu, ponieważ ostatnio jest to słowo zakazane w rozmowach z bliskimi. (ALE SĄ CUDOWNE!!!)

środa, 8 maja 2013

Straszna historia nr 005

Dawno już Was nie straszyłam moją radosną twórczością, wiec nadrabiam zaległości :)

Na łące, gdzie pachną zioła,
Mieszkała mała pszczoła.
I choć normalne paski miała
To dziwnie zygzakiem latała.
Inne pszczoły patrzyły ukosem.
Czasem brzydko rzekły pod nosem.
A nasza gwiazda mała
Bardzo to przeżywała.
Nocami spać nie chciała,
Bo złych koleżanek się bała.
Pewnego dnia bzyczała po cichutku,
Wylewając swoje pokłady smutku.
Usłyszał ją polny konik
Co na głowie miał melonik.
Zgryzota ścisnęła mu serce!
I byłby długo w swojej rozterce,
Gdyby nie dar, który posiadał.
A była to umiejętność nie lada.
Potrafił on w czasie krótkim
W muzykę cudną przekuć smutki.
Pięknie wybrzmiewał dźwięki
Wiążąc je w liryczne piosenki.
Wieczorem, gdy słońce konało, 
Wybrzmiał swą piosnkę całą.
Pszczoły zamarły w zasłuchaniu,
Zdjęte niemocą w oczekiwaniu, 
Kogo ta piękna pieśń chwali?
Czy bohater wynurzy się z dali?
Wtem, zygzakowym pędem nadleciała,
Na boki się kolebiąc, pszczoła mała.
Rytm zgrał się ze skrzydeł trzepotem
A cała pieśń była zgodna z jej lotem.
I pszczołom głupio się zrobiło.
Niby udawały, że coś im się pomyliło.
To nie o ta pszczołę chodziło.
Wiele z nich coś dziwnie majaczyło.
Nikt się nie przyznał do wyśmiewania,
Szturchania, obgadywania i popychania.
Pszczółka ramionami wzruszyła,
Skrzydełka pod wiatr otworzyła
I poleciała w świat szeroki
Po swojemu kolebiąc się na boki.


A oto główna bohaterka. Bibułkowe sznureczki przylepione do wydmuszki. Skrzydła z szyfonu. Obiecałam sobie, że nie będę na blogu wklejała starych zdjęć, ale się złamałam i pszczołę sprzed dwóch lat prezentuję :)

wtorek, 7 maja 2013

2. Czwartek SAL u Diany

Długi weekend miałam naprawdę długi, więc z długim poślizgiem prezentuję mój SAL-owy samplerek. Niewiele na nim przybyło, ponieważ weekendowe lenistwo troszkę się przeciągnęło. Ale nic to, co mam to pokazuję :)
Zaczęłam od dołu i posuwistym krokiem wspinam się ku wyżynom :p

 Widok ogólny

Zbliżenie. Oj, marniutko to wygląda...