menu

piątek, 30 listopada 2012

Z gliny żeś powstał...

Jak to miło mieć Przyjaciół i po raz kolejny się na nich nie zawieść :) Poprosiłam Przyjaciółkę, żeby mnie odwiedziła ze swoim aparatem fotograficznym i zrobiła kilka zdjęć, a Ona mi go pożyczyła! Dzięki jej uprzejmości powstało parę fotek. Ale po kolei. W poszukiwaniu ozdób na moje wianuszki wygrzebałam różne "przydasie" z mojej przepaścistej szafy. Natrafiłam między innymi na gliniane koraliki, zrobione kiedyś tam przeze mnie w pobliskiej pracowni ceramiki. Miały pierwotnie służyć do czegoś innego, ale jutro, a raczej już dziś wieczorem, będą dopełnieniem mojego stroju imprezowego. Bo jak tu lać wosk i kultywować obrzędy andrzejkowe w sukni wieczorowej? Etno teraz takie modne, a czyż nie właśnie biżuteria i wszelakie dodatki "robią" cały strój? A ozdoba wykonana z naturalnego materiału, jakim jest glina i do tego w charakterystycznym czerwony kolorze gliny, przyćmi wszelkie inne świecidełka moich znajomych :)

Gliniane ozdóbki, które niedługo spotka wspaniały los błyszczenia w świetle fleszy :)

środa, 28 listopada 2012

Z makaronem nie-na-żarty(m)

Nie od dziś wiadomo, że makaron służy nie tylko do celów, do których został wynaleziony. Kiedyś, będąc nastolatką, robiłam z niego koraliki na szyję. A teraz służy mi głównie jako elementy do tworzenia ozdób bożonarodzeniowy. Nie jest to coś wybitnie ambitnego, ale własnoręcznie zrobiony anioł czy gwiazdka dyndająca na choince wzbudza samozadowolenie i podziw rodziny i znajomych :) Ok, zabrzmiało trochę patetycznie, ale jak się coś samemu zrobi, to... może nie uszlachetnia, ani wznosi na wyższy poziom jestestwa, ale robi się od tego lepiej. Nie wszyscy mogą wystukać rzeźbę na miarę Michała Anioła, ale na ulepienie Anioła z makaronu, przy odrobinie czasu i chęci, już wszyscy mogą sobie pozwolić. A radość w oczach tworzących swoje stworki dzieci!! Wprost uskrzydla!! Nawet jeśli dziecko nakleja Aniołkowi gwiazdkę na twarzy... oj, właśnie to mi się przydarzyło w zeszłym roku... na szczęście jestem tolerancyjna w sprawach ssssztuki.
Wklejam fotki kilku moich potworków zeszłorocznych. Pomysły są w większości zaczerpnięte z netu. Może jeden czy dwa są moje, ale według mnie, nikt na tym nie zbije fortuny, a pomysły nie zawsze przychodzą na zawołanie i skądś trzeba je brać.
Ja używam kleju "wikol", tyle że on długo schnie, tak koło 3-6 min. Czasem sklejane elementy trzeba chwilę potrzymać w ręku. Klejem na gorąco też można, ale zostawia otoczkę wokół łączenia. A połączenie klejem typu "kropelka" może "odstrzelić" ponieważ spaw jest sztywne. Innych nie próbowałam, ale może ktoś ma na to jakiś fajny patent :)

Aniołki na małe choineczki. Wiem, zdjęcia są ciemne. Były też złote ozdoby, ale nie posiadam zdjęć.

Tutaj wypuściłam moje stadko motyli.

Duże Dziewuszki. To miały być pasterki z kijkami ze spaghetti ale w obawie przed połamaniem zrezygnowałam z wszelkich ozdób.

Gwiazdy było ich więcej, ale tylko takie zdjęcie znalazłam. Niektóre były przyprószone brokatem, ale tu tego nie widać.

Seria zwierzy. Oprócz jeży zwierza są do zrobienia przez dzieci wczesnoszkolne (ze mojego skromnego doświadczenia to wiem), czym byłam zachwycona. Chociaż one wolały robić "świeczki". O gustach się nie dyskutuje...

wtorek, 27 listopada 2012

Bałwan!! jeden z drugim

Nadal cierpię na brak mojego cykacza fleszowego. To znaczy brak mi tylko ładowarki do aparatu, ale absolutnie nie zapowiada się, żebym przez najbliższy miesiąc go odzyskała, buuuu... Dlatego, żeby nie było nikomu smutno, przyciągnęłam tu moja gromadkę bałwaniastych rozrabiaków. One już mieszkają w innych domach, ale znalazłam na kompie ich zdjęcia. Wykonanie ich jest proste i niedrogie, trzeba tylko pogłówkować troszkę.  Podstawa to zwykła żarówka maczana w białej farbie emulsyjnej (pozostałość po malowaniu sufitów). Reszta, to już skrawki materiałów i wyobraźnia.
W tym roku również będę robiła takie maluchy.

 Bałwanki z żarówek jako ozdoby na choinkę.

Zdjęcie zrobione na wystawie rękodzieła. Koszyczek nie mój, ale nie mam lepszego zdjęcia.

I znowu powrócę do XX...X

W poszukiwaniu inspiracji czasem przeglądam blogi innych zdolnych osób. Przecież jest tyle nieodkrytych przeze mnie technik. A ile przy tym znajduję drobnych kruczków, żeby coś łatwiej i szybciej zrobić! W ostatnich moich wędrówkach natknęłam się na stronkę Hanulki z pięknymi hafcikami krzyżykowymi. I pozazdrościłam... Kiedyś tam udało mi się popełnić kilka hafcików. Jakieś niteczki jeszcze zostały. Co prawda używam je głównie do kartek z haftem matematycznym, ale przecież to nie problem dokupić brakujące. A że akurat w krzyżykach wytrwałość się jakoś mnie nigdy nie trzymała, postanowiłam wziąć udział w zbiorowym haftowaniu jakim jest SAL. Bardzo się postaram wytrwać do końca :)
Wstawiam linka do strony, może ktoś też się skusi...


http://hanulek.blogspot.co.uk/2012/11/sal-lizzie-kate.html

sobota, 24 listopada 2012

Hafcik "liczony"

Przyznam się bez bicia: podczas mojej ostatniej podróży zostawiłam ładowarkę do aparatu u Siostry. A tu tyle tworów czeka na cyknięcie, eh.... Dlatego wkleję moje stare zdjęcia. W szale przygotowań do bożonarodzeniowego kiermaszu wróciłam do tworzenia kartek haftem matematycznym. Według mnie, dużo lepszą nazwą do takich dzieł jest nazwa "haft liczony" jaką to moja Siostra używa podczas zajęć z dziećmi. Niby nie liczy się ilości dziurek, jedynie długość "skoku" ma znaczenie, ale właśnie w zależności od tej odległości można z jednego szablonu otrzymać różne efekty. I to jest właśnie to co lubię, żeby zrobić to samo ale nie tak samo. Wtedy nigdy nie zagości rutyna i nuda, bo przecież jest jeszcze tyle kombinacji do zrobienia. Czasem efekt nie jest zadowalający, ale, o dziwo, często znajdzie się ktoś, dla kogo moje "ojej ale mi nie poszło, buuuu" będzie... piękne...? I wtedy miodzik na serduchu :)
Szablony z dziurkami są w necie. Zrobiłam kilka kartek według swoich pomysłów, ale nigdy ich nie uwieczniłam, a szkoda.
Rada: najlepiej wkłuwać się w kolejną nieparzysta dziurkę, np 7 lub 11-tą, ponieważ wtedy na odwrotnej stronie nitki się nie pokrywają i kiedy w ferworze pracy "zgubimy się" będzie wiadomo które oczko nie zostało przeszyte.

Jedyna znaleziona fotka hafciku, jaka trzyma się tematu bożonarodzeniowego. To tylko "przód" kartki, ale ten najważniejszy :)

Kilka przykładów różnych sposobów przedstawienia tego samego szablonu.

Jeszcze kilka przykładów...

I jeszcze klika tworów...

poniedziałek, 19 listopada 2012

Szyszkacze złotawe

Za oknem mgła, szarość, smutek, przygnębienie. Żal za utraconym słońcem wzmacnia zimny, wilgotny powiew wiatru, który bezbłędnie znajduje nawet najmniejszą lukę w ubraniu i mrozi ciało. Brrr... Na samą myśl o wyjściu z domu po plecach przebiega dreszcz. Brrr...brrr... A skoro nie można iść na zewnątrz, trzeba to zewnątrz przynieść do wewnątrz. Dobrym pretekstem jest własnoręczne zrobienie Najwspanialszego Stroika Bożonarodzeniowego.W razie innych potrzeb, ktoś można zrobić "Nadrzwiowy" Wianek Powitalny. Tak, wiem, można powiedzieć, że to tylko świąteczny kicz, a pracy i brudu przy tym więcej niż pożytku. Ale jaka satysfakcja z własnoręcznie wykonanej ozdoby! Taki stroiczek nada niebanalny, unikatowy i dekoracyjny charakter każdej, nawet zwykłej zastawie stołowej! A zazdrość w oczach rodziny i znajomych-bezcenna!
Prawie wszystkie elementy moich stroiczków są zdobyte sposobem. Styropianowe podkłady: koła, kulki czy stożki są wystrugane ze styropianowych odpadów (można też kupić w sklepie gotowce). Szyszki przyniesione z leśnych spacerów, a orzechy od znajomych. Największa inwestycja to laski kleju na gorąco i złota lub srebrna farba w sprayu. Takie wianki i choinki można przyozdobić czym się chce, zależnie od gustu.   Kokardy, klasyczne bombki choinkowe, suszone owoce, aniołki lub gwiazdki z masy solnej, ozdoby słomkowe lub papierowe albo co tam wyobraźnia podpowie.

Wianuszki w kolorach naturalnych, jeszcze przed farbowaniem. Propozycja przyozdobienia bombkami.

Wianek pomalowany, jeszcze czuć zapach farby... zzz...

Choinki czekające na swoją Wielką Chwilę Ozłocenia.

Ozdoby po kąpieli barwnej :)

 Ręka która... złoci. Wygląda jak u Blaszanego Drwala z Oz.

Fałszywki karczochowe

Jak wygląda "karczoch zwyczajny", czyli zielone warzywko z "niby-łuskami", każdy może sprawdzić w markecie na dziale warzywnym. Niektórzy widzieli to cudeńko na talerzu. Nieliczni weszli w kontakt z tą roślinką podczas jej uprawy. Jednak doświadczyć kontaktu z podróbą karczoszka z pewnością nie każdemu było dane, a jest to dobry sposób do osiągnięcia spokoju, ukojenia lub... rozstroju nerwowego przez niecierpliwych. Ja, z racji silnej potrzeby zajęcia czymś rąk, po prawie rocznej przerwie wróciłam do produkcji bombek-karczochów. Są proste w wykonaniu, lecz trochę praco- i czasochłonne. Ale cóż znaczy parę filmów "niedooglądanych", kilka ranek "poszpilkowych", skoro dzięki naszej cierpliwości, już niedługo stroik bożonarodzeniowy spojrzy na nas kolorowym okiem?
To moje pierwsze bombki-karczochy w tym roku. Zawsze na początku mam problem z odnalezieniem "Ducha Świąt" co w moim przypadku objawia się kompletnym brakiem koncepcji w doborze kolorków. Ale z każdym kolejnym "dziełem" będzie coraz lepiej!
Dla niewtajemniczonych rada: nie należy przejmować się niewielkimi nierównościami zębów, ponieważ w gotowej bombce tego nie widać (chyba że ktoś przewiduje wizytę pedanta z miarką... zzzz...). Lepsze szpilki krótsze-13 mm (łatwiej "wchodzą" w styropian i wyrób jest lżejszy).

 Moja wesoła karczoszkowa gromadka.

 Dwie odsłony "Maluchów". Niby takie same ale inne...

"Starszak"z szyszkami. Ktoś musi być tu szefem!

czwartek, 15 listopada 2012

Anielskie (po)twory

Teoretycznie każdy z nas ma Anioła Stróża. A raczej każdy chce mieć kogoś, kto będzie go strzegł przed złym, chronił przed niepowodzeniami i... robił wiele innych rzeczy, na które my nie mamy wpływu, a które pomogą nam w bezstresowej egzystencji. Znam kilka osób, które wierzą w Anioły. Znam też osoby które malują Anioły. Nie znam osobiście osób, które piszą o Aniołach, ale wierzę w ich istnienie :)
Żeby móc się pławić w anielskim blasku, rozkoszować niezwykłościami jakie niesie anielskość, ulepiłam kilka swoich osobistych Aniołków. Może nie są najpiękniejsze na świecie. Może mąka i sól użyta do ich stworzenia nie była pierwszej jakości. Ale przecież w małym ciałku może mieścić się wielka moc...? Może jak ulepie jeszcze 95 Aniołków, to ten sto pierwszy będzie idealny...? może... to ja już pójdę lepić następne...

Moje Anioły z masy solnej. Chyba powinny zostać takie niepomalowane, ale już przepadło...

Anioły ubarwione... Każdy ma takiego Anioła na jakiego zasłużył. Widać mój jest... pstry...

piątek, 9 listopada 2012

Dyniowe pyszności

Pozazdrościłam moim kumpelom wspaniałych osiągnięć kulinarnych. Moje zdolności w tej dziedzinie są raczej marne. Nie posiadam odpowiedniej dozy... cierpliwości, żeby coś co przyrządzam było np: wyjęte z piekarnika w "idealnym dla siebie czasie". Dlatego też daniem, które wychodzi mi najlepiej jest zupa. Ponieważ za oknami nadal króluje piękna, złota jesień, mój wybór warzywny był jakże przewidywalny. Ze sklepu przytachałam pękatą, 4-kilogramowa, złocistą dynię. Znalazłam przepisik w necie i zaczęłam czynić moje czary. W przyrządzaniu zup najcudowniejsze jest to, że jakkolwiek bym nie pokroiła warzyw, zawsze będzie dobrze. A w tym przypadku jest jeszcze prościej, ponieważ zupa z dyni jest miksowana :) i pożera się jedwabisty, słoneczny kremik. Jak na mój debiut, danie wyszło smaczne.
W zupie złocistej dyni towarzyszyły: marchewki, ziemniaczki i dorodna cebulka. Łyżka masła i przyprawy przeobraziły wszystko w niezapomnianą ucztę smakową.

 Moja słoneczna  dyńka, sprawczyni dobrego nastroju.

Twór, który powstał z mojego słonecznego warzywka :)

czwartek, 8 listopada 2012

Papierowe przekładanki

Za oknem szaro, buro i wybitnie nijako. Coraz wcześniej zapada noc. Wieczorkiem już nie można powłóczyć się po mieście, bo zimno w pewne części ciała. Więc bardzo naturalnie moje myśli przechodzą do milszego okresu jakim jest "radosny czas Bożego Narodzenia". Ten czas wiąże się z wieloma czynnościami i pracowitymi przygotowaniami wszelakich ozdób choinkowych, stroików oraz różnych innych bożonarodzeniowych "badziewiaków" i "kurzołapek". Niedawno "zaraziłam" się wikliną papierową. Nie powiem, żeby mi to szło tak sprawnie jakbym chciała, ale jak na pierwszy twór nie mogę narzekać. Wianuszek będzie pomalowany (jeszcze nie znam technicznych tajników farbowania takich wynalazków, ale już niedługo wszelkie tajemnice zostaną rozwiane).


niedziela, 4 listopada 2012

Gałązkowe namotanki

Liście lecą z drzew
Liście lecą z drzew


Pomimo chwilowego (niestety) ocieplenia, już czuć w powietrzu listopadowy chłód. Łyse drzewa smętnie zaglądają w okna. Wszystko oklapło, łącznie z nastrojem. Parę minut uśmiechu słońca to absolutnie zbyt mało, żeby z energią zabrać się za cokolwiek. A już twórcza praca, to doprawdy wyczyn. Lecz ja, pomimo tak wielkich przeciwności losu, wybrałam się wczoraj na łowy. Łupem pało dużo gałązek (czasem mówią na to witki, ale mnie się to źle kojarzy. Tak... biologicznie i historycznie), szczególnie brzozowych, jeszcze trochę ulistnionych. Dziś, w chwilach wielkiej "nudy" rozpoczęłam motanie moich zdobyczy. Jak na moje pierwsze dzieła, nie wyszły złe, chociaż troszeczkę krzywe. Na początku budowa koła szła opornie. Przy trzecim już wiedziałam co i jak ze sobą składać. A po piątym rwałam się do robienia następnych kółeczek. Niestety, zbiory okazały się jednak zbyt małe. Ale nic straconego, jeszcze nie wszystkie soki w brzozach zamarły! A tymczasem plecionki nabierają kształtu i czekają na mój następny okres "nudy", aby nabrać wyglądu wianków bożonarodzeniowych.

Leca liście z drzew. Jeszcze... 

Moje cudeńka namotane z gałęzi. Oczywiście, że nocne zdjęcie, dlatego takie niewyraźne...